piątek, 26 kwietnia

Józef Ryszka. Buks. Poeta. Konspirator.

Józef Ryszka podczas II wojny światowej

Szedł śladami „poetów przeklętych”.  W jego postępowaniu trudno dopatrzyć się realizacji wartości, które współtworzą śląski etos – takich jak pracowitość czy religijność. Niepokorny, identyfikował się raczej z miejscowymi „buksami” i „chacharami”. Deklarował swą miłość do Polski i Śląska. Kochał też literaturę. I o ile jego tragicznemu, krótkiemu życiu patronowali artyści, którzy – jak pisał Leśmian – byli ze światem „na wspak i na noże”, o tyle jego twórczości –  zarówno wielcy polscy klasycy, jak i sowizdrzałowie. Według Zbyszka Bednorza, jego biografa – szukał swojego stylu – stylu istnienia, ale i też stylu pisania.

Ryszka? Poeta z Szopienic? Zdziwienie. Zakłopotanie. Zawstydzenie. Wzruszenie ramion. Większość żyjących dzisiaj mieszkańców wschodniej dzielnicy Katowic tak właśnie reaguje na pytanie o swojego ziomka. Niektórzy identyfikują go z ks. Józefem Ryszką, który pełnił w parafii św. Jadwigi Śląskiej funkcję wikarego. Jeszcze większe zdziwienie budzi fakt, że wspomniany poeta uznany został za „śląskiego Kolumba”, porównywanego z Krzysztofem Kamilem Baczyńskim czy Tadeuszem Gajcym. Co więcej, „synek z Szopienic” patronuje skwerowi na Osiedlu Tysiąclecia oraz ulicy na Klimzowcu. Jego nazwisko zostało również uwiecznione na Pomniku Bohaterskich Harcerzy Chorzowa. Zbyszko Bednorz poświęcił mu książkę, powstały również prace krytyczno- i historycznoliterackie, w których omawia się jego biografię i twórczość.

Paradoksalnie, to zdziwienie szopieniczan postacią nieznanego im poety… nie może dziwić.  A sam Ryszka prawdopodobnie zdziwiłby się, gdyby odkrył, że został uznany za bohatera i jest porównywany z Baczyńskim. On przecież cały czas poszukiwał swojej drogi.

Gdym spijał młodość z Twej czary życia

Może właśnie to ciągle „smykanie się”, nieustanna zmiana miejsc pobytu i środowisk były sposobem życia „synka z Szopienic”? I tylko jedno pozostało niezmienne – poczucie szczególnej więzi ze Śląskiem. Oddajmy głos poecie, który w utworze Ludu śląski zwraca się do swojej rodzinnej ziemi. Choć przemawia w imieniu mieszkańców regionu, zwłaszcza tych, którzy byli „społecznie wykluczeni”, trudno nie zauważyć, że w pewnym stopniu charakteryzuje siebie…

Tyś mię pozyskał cały

Gdym spijał młodość z Twej czary życia,

Gdym oderwany marzeniem

Bluźnił ludzkości w walce o kęs bycia,

Gdym cierpiał swym istnieniem

W hut, hałd mrowiskach, biedą żyjący

Na żołdzie śmierci – kopalni (…)

W czas bezrobocia błądząc miastem nędzy,

Radosny słońcem, nieróbstwem,

Głodem wrzeszczący o chleb, o pieniądze

Oślepły samolubstwem.

Gdym był kochankiem Ciebie, tysiąca,

W święta, jarmarki,  odpusty,

Gdyś mienił sobą jak ta bryła szkląca

Odziany w kiece, surduty i chusty…

Gdym w szczerym polu siedział przykucnięty

Przy zawaliskach bieda-szybu dziurze,

Gdym w ogniu hałdy poprzypalał pięty,

Gdym spał bezdomny w betonowej rurze –

Tyś mię pozyskał, serce wyrwał z duszą.

Ja wrosłem w Ciebie cały (…)

Młodość, którą spijał z (…) czary życia Śląska, spędził Ryszka w Szopienicach. Urodził się 14 lutego 1920 roku. Jego ojciec, Józef, górnik kopalni „Giesche”, był członkiem tutejszego gniazda Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. Gdy wybuchło I powstanie śląskie, przyłączył się do niego i zginął  w sierpniu 1919 roku. Miał wówczas 23 lata. Jego los podzieliło jeszcze sześciu szopieniczan: Konrad Halena, Emil Kłosek, Tomasz Chowaniec, Jan Gryc, Eugeniusz Odrowąż–Trzaskalski i Józef Grudniok. Poeta przyszedł na świat już po śmierci ojca. Odziedziczył po nim imię oraz społecznikowską pasję. Podobnie zresztą potoczą się losy młodego Ryszki  – i on zginie, mając zaledwie 23 lata…

Familoki w Szopienicach

Rodzina Ryszków była powszechnie znana w Szopienicach. Ponoć nazywano ich „piekielnymi Polokami”. Słynęli ze swych przywódczych skłonności, dobrego głosu oraz zaangażowania w tzw. ruch polski. Dla nieznającego swojego ojca chłopca autorytetem stał się dziadek – Szczepon, również górnik w kopalni „Giesche” (to imię „starzyka” wybierze jako swój konspiracyjny pseudonim). „Opa” wyróżniał się pracowitością oraz pobożnością. Organizował m.in. pielgrzymki szopieniczan do Kalwarii Zebrzydowskiej, przekazywał też pieniądze na ubogich w Galicji i zaborze rosyjskim. Wraz ze swoją żoną Franciszką mieszkał na Morawie, przy Sedanstrasse 50, w istniejącym do dziś domu p. Stachonia. To tu poeta spędzał swoje dzieciństwo. Matka, Wiktoria z Pilarskich, pobierała bardzo skromną rentę wdowią. Musiała pracować, dlatego swoich synów – Adama  i Józefa – pozostawiała pod opieką dziadków. Ci chętnie wywiązywali się z powierzonych im obowiązków. Na długo w pamięci wnuków pozostały opowiadania „starzyków” o królach i świętych czy wyprawy „omy”  Franciszki w ludowym stroju na „pąć” – do Piekar lub Częstochowy. W Szopienicach Józef Ryszka rozpoczął swoją edukację. Swoim znajomym opowiadał, że uczył się „na Jewce” przy hucie Uthemann.

W pamięci poety okres, spędzony w cieniu hutniczych kominów, był czasem „sielskim i anielskim”. Sytuacja zmieniła się, gdy matka Józefa postanowiła po raz drugi wyjść za mąż. Ojczym Szczepona pochodził z Małopolski. Niestety, relacja z nim okazała się bardzo trudna i obfitująca w konflikty.

I tak się kręci na tym Bożym świecie,

Łoś ziemsko się psuje, dobrze o tym wiecie

W 1933 roku pani Wiktoria z synami przeniosła się do Chorzowa, gdyż tam jej drugi mąż otrzymał nową pracę. Syn szopienickiego powstańca zamieszkał w domu przy placu Mickiewicza i zaczął uczęszczać do szkoły powszechnej im. Juliusza Ligonia. Wprawdzie sytuacja materialna rodziny uległa poprawie, jednak przyszły poeta prawdopodobnie stracił – tak ważne w czasie dojrzewania – poczucie bezpieczeństwa. Być może niełatwa relacja z ojczymem chłopca sprawiła, że „synek z Szopienic” rozdarty będzie pomiędzy dwoma pragnieniami – pragnieniem przynależności do grupy i akceptacji, a jednocześnie – pragnieniem niezależności. Problemy rodzinne nie pozostały bez wpływu na edukację młodego Ryszki – po ukończeniu szkoły powszechnej chciał kontynuować naukę w gimnazjum, jednak został z niego wyrzucony. Kolejne lata będą wypełnione próbami odnalezienia swojego miejsca w świecie, który ma zepsutą oś ziemską. Nastolatek nie będzie potrafił nigdzie dłużej zagrzać miejsca… Zbuntowany, wybrał los „elwra”, chodzącego po biedaszybach i zbierającego nielegalny urobek, a przy tym palącego papierosy. Podjął też próby uporządkowania swojego życia – rozpoczął naukę w szkole górniczej w Katowicach, zapragnął przysposobić się do zawodu kupca, pracował na koloniach jordanowskich, w sklepie kolonialnym, w hucie „Piłsudski”, w kopalni „Boże Dary”, zaangażował się w działalność Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej, Organizacji Młodzieży Powstańczej oraz został harcerzem – druhem, którego nazywano Wroną.

Buntownik, uciekał w świat literatury. Napisał sztukę sceniczną o urodzinach Piłsudskiego, tworzył wiersze, które utrwalone są w „Kronice XIII Drużyny Harcerzy im. Stefana Rogozińskiego”. Opisując wyprawę kajakami z Niwki do Gdańska inspirował się „Panem Tadeuszem” Mickiewicza. Tworząc z kolei opowiadanie o losie śląskich emigrantów, naśladował styl nowel Sienkiewicza. Językiem niektórych utworów stała się gwara. Literatura stanowiła jego azyl. Marzył o tym, by realizować się jako pisarz. Gdy jednak przedstawił swoje wiersze w pewnej śląskiej redakcji, został wyśmiany. Powróciwszy do domu, spalił je w piecu.

Pośród krzyku, łez, pożogi (…)

Jam uchodźca ciągle stał

Wybuch wojny sprawił, że ten, który dotąd znał smak „smykania się” po hałdach i biedaszybach, poznał gorzki smak wojennej tułaczki. Jeszcze 1 września – jako harcerz – zjawił się w chorzowskim urzędzie miasta, gdzie przyłączył się do Obrony Przeciwlotniczej. Wrażenia z tego czasu opisał w opowiadaniu „Ostatni dzień”. Jego kontynuacją miał być tekst zatytułowany „17 dni”, którego jednak autor nie ukończył. Po wydanym przez władze nakazie ewakuacji urzędników polskich – Ryszka wraz z rodziną opuścił Chorzów i znalazł się w Samborze. Stamtąd wyjechał do Lwowa, jednak ostatecznie wrócił na zachód. Zamieszkał z bliskimi w Sosnowcu.

Późną jesienią 1939 roku Szczepon został wywieziony na roboty przymusowe do Niemiec. Najpierw pracował przy budowie autostrady w dalekim Viersen, a od maja 1940 roku przebywał w Hamburgu, osadzony na terenie fabryki samochodów „Hannomag”. To, czego tu doświadczył, napawało go głębokim smutkiem. Jego rodacy, przebywając z daleka od rodzinnego domu, szukali pocieszenia w alkoholu, kłócili się z sobą, a nawet wzajemnie oszukiwali. Codziennie musieli też zmagać się z trudnymi warunkami życia: gryzły ich wszy i pluskwy, nie dojadali, traktowani z pogardą przez nadzorców, byli zmuszani do bardzo ciężkiej pracy.

W takich okolicznościach Ryszka ponownie szukał ukojenia w świecie literatury. Wiele utworów z tego okresu zawiera elementy satyry, barwnie charakteryzując społeczność robotników przymusowych. Szopienicki buks nie wahał się wymienić nazwisk osób, których wady krytykował. Twierdził m.in.:

Są też i tacy i to w naszej sztubie,

Co zasługują, by dać im po dzióbie.

Wielkie wymagania i wielka heca,

A gdy noc przyjdzie, to leją do pieca (…)

Obok tego typu wierszy w Niemczech powstały i takie, w których autor nawiązywał do tradycji romantycznej i młodopolskiej. Warto przytoczyć fragment jednego z nich:

Szarość mgłą straszliwą twój żywot otacza,

A cisza ci wyje złym głosem puchacza,

I jesteś jak kamień leżący przy drodze

Co kopnie przechodzień (…)

Jak twe polskie serce gniewem się zapala

Myśl w sztylet zamienia, zapory obala

I dąży, prze naprzód, lotem się wyrywa,

Gdzie, chociaż spętana, Ona wciąż przebywa.

Ryszka nie tylko pisał o „gniewnym polskim sercu”. Pewnego dnia śląski, niepokorny buks w typowy dla siebie sposób zareagował na zaczepki upokarzającego pracowników hitlerowca – po prostu uderzył go w twarz. Wywiązała się bójka. Szczepon – jako młodszy i silniejszy – miał przewagę. Wkrótce jednak zaalarmowano straż fabryczną. „Synkowi ze Śląska” nie pozostało nic innego, jak uciekać.

W ten sposób rozpoczął się kolejny etap tułaczki w życiu poety. Udało mu się dotrzeć do rodziny w Sosnowcu, jednak szybko dowiedział się, że szukają go zarówno żandarmi jak i pracownicy Arbeitsamtu. Szczepon narażał na niebezpieczeństwo nie tylko siebie, ale i najbliższych, dlatego zaczął się ukrywać, zmieniać miejsca noclegu, aż wreszcie przez „zieloną”  granicę przedostał się do Generalnej Guberni. Najpierw przebywał w Olkuszu, gdzie mieszkali krewni jego ojczyma, a później wyjechał do Radomia. Tam zatrudnił się w fabryce „Kromołowski i Syn”, zarządzanej przez śląskiego volksdeutscha, z którym Ryszka był spowinowacony. Mieszkał w tzw. „Gigancie”,  czyli hotelu robotniczym – miejscu, w którym rozwijały się wszelkiego typu patologie.

Z okresu radomskiego zachowały się dwa utwory. Jeden z nich, „Totensonntag”, rubaszny, wiele mówi o poczuciu humoru Szczepona. Znajdziemy w nim m.in. następujące fragmenty:

(…) Toż nos było pięciu ludziów, na smętorz my poszli.

Nie wiym, co nos tak zmylyło, możno dyszcz był wielki.

Dość, że zamiast nieboszczyków, znodli my butelki.

No, toż jedyn, potem drugi, za nim trzeci, czwarty,

Tak że kożdy był wkirzony, znaczy się łożarty (…)

Cali my się ubabrali, do kanału wdepli (…)

Potym poszli my za miasto, trocha się wyrzigać (…).

Po krótkim okresie pracy w Radomiu po raz kolejny w Szczeponie odezwało się silne pragnienie wolności i niezależności. Toteż, gdy jesienią 1941 roku spotkał kolegę z chorzowskiej szkoły, wyruszył w jego towarzystwie do Warszawy…

Ja się wykupię własną krwią…

W okupowanej stolicy Polski Ryszka prowadził życie, do jakiego był już przyzwyczajony – życie „elwra” i „kundy”. Podejmował różne prace fizyczne, handlował papierosami, ale był bezdomny. Wreszcie, dzięki przyjacielowi, poznał swojego rówieśnika – Zbigniewa Florczaka, literata, który po wojnie publikować będzie m.in. w paryskiej „Kulturze”. Dom rodziny Florczaków przy ul. Wspólnej 61 stał się w pewnym stopniu domem Szczepona. Na początku 1942 roku przypadkowo spotkał Zbyszka Bednorza, który wówczas pracował w Departamencie Informacji i Propagandy Delegatury RP – Sekcji Zachodniej. Ryszka znał go z czasów chorzowskich. Jednak późniejszy biograf poety w czasie pierwszej rozmowy z nim bardzo nieufnie potraktował „synka z Szopienic”. Obawiał się, że może on być konfidentem. Przekonała go dopiero szczerość i bezpośredniość Ryszki. To Bednorz wprowadził młodego poetę w pracę konspiracyjną. Uciekinier z Radomia przyjął pseudonimy Szczepon oraz Gizd, miał też fałszywe papiery na nazwiska: Józef Zalewski i Józef Radny.

Zaangażowany w działalność podziemia Ryszka czuł się w swoim żywiole. Zaspokajał dwie, wspomniane wcześniej, potrzeby: wolności oraz przynależności do grupy. Jego bunt został niejako „uświęcony”. Nie musiał prowadzić „normalnego” (a dla niego nudnego) życia, nie musiał mieć wyrzutów sumienia, że nie pracuje zarobkowo. Miał za to szansę, by się rozwijać. Uczestniczył m.in. w tajnych kompletach maturalnych oraz w kursach dziennikarskich, o których poziomie świadczy fakt, że dyplom ich ukończenia nostryfikowały później władze PRL. Spełniło się też jego marzenie o publikacji własnych utworów. Współpracował ze Zbyszkiem Bednorzem przy redagowaniu „Zachodniej Straży Rzeczpospolitej” oraz satyrycznego dodatku do tego czasopisma – „Luźnej Kartki”. U Bednorza, przy ul. Zapiecek 1, odbył się długo oczekiwany, pierwszy wieczór literacki Ryszki.

Dobrze odnajdował się „szopienicki buks” w grupie konspiratorów. Był kurierem Delegata na Śląsk Ignacego Sikory i jego zastępcy, Alojzego Targa. Zaprzyjaźnił się z innymi młodymi Ślązakami, działającymi w organizacji „Ojczyzna” – Moniką Karkoszką, Krystyną Kowalską, Marią Imielanką, Czesławą Imielanką, Eugenią Kolbuszówną, Mieczysławem Kolbuszem, Hanną i Wojciechem Karczmarczykami czy Edwardem Karpowiczem. Odważny, a ponadto obdarzony fantazją, dwukrotnie uciekał z rąk hitlerowców. Ta druga ucieczka sprawiła, że przez pewien czas był „spalony”  – musiał się ukrywać, zmieniać miejsca pobytu do czasu, gdy dostarczono mu kolejne fałszywe dokumenty – Kennartę i Abeitskartę.

Zbyszko Bednorz, Szczepon, czyli rzecz o Józefie Ryszce, Katowice 1960

Po ich otrzymaniu wyjechał na Lublina. Powstało tu opowiadanie „Dni powikłane”, w którym dostrzec można z kolei wpływy dwudziestowiecznej awangardy. Na wschodzie Polski nie zabawił zbyt długo – zaczął tęsknić za stolicą. Była to nie tylko tęsknota za miastem i konspiracją, ale również – za ukochaną osobą. Jego wybranką była bowiem warszawianka, maturzystka – Krystyna Biedrzycka. Z ostatniego listu do rodziny wynika, że planował z dziewczyną wziąć ślub.

Nie zdążył już zrealizować swoich planów. 14 października 1943 roku około godziny 10 został ujęty w ulicznej łapance na ul. Jasnej. Posiadane przez niego dokumenty, potwierdzające tożsamość, zostały uznane przez okupantów za fałszywe. Kilka dni później do jego przyjaciół dotarł gryps z Pawiaka: „Proszę o ratunek, moje godziny są policzone – Szczepon”. Miesiąc później, 17 listopada, Ryszka został rozstrzelany. Przewidział swoją śmierć, gdy pisał:

Jam cząstką tłumu, szarą mgłą,

Ci się wykupią, wystarczą sztuczki –

Ja się wykupię własną krwią.

Wybrane źródła:

Zbyszko Bednorz, Szczepon, czyli rzecz o Józefie Ryszce, Katowice 1960.

Maria Buszman-Szklarska, Zapomniany nurt pisarstwa śląskiego 1922-1945, Katowice 2007.

Krystyna Heska-Kwaśniewicz, Taki mroczny czas. Losy pisarzy śląskich w czasie wojny
i okupacji hitlerowskiej,
Katowice 2004.

Artykuł opublikowany w „Miesięczniku Roździeńskim”, nr 3/2019 (marzec 2019), str. 11-13.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *