wtorek, 19 marca

O „Krasnoludku”, „Aleksandrze” i ponadczasowej elegancji

O elegancji w czasach PRL

Dawno, dawno temu, czyli wówczas, gdy PZPR było „przewodnią siłą narodu”, szopieniczanki mogły kupować ubrania w kilku sklepach dzielnicy. Zaglądały m.in. do „Adama i Ewy” przy ul. Wiosny Ludów i do sklepu „na Zającowym” (przy pl. Powstańców Śląskich; obecnie znajdują się tam delikatesy „Kubik”). Ale – jak to w PRL-u bywało – znalezienie eleganckiego stroju we wspomnianych placówkach nie należało do najłatwiejszych zadań.

Obecny skwer Walentego Roździeńskiego, lata 50/60 XX wieku.

Gdy do klientki uśmiechnęło się szczęście, trafiała na dostawę „odrzutów z eksportu” – i wówczas mogła zadać szyku. Alternatywę stanowiły jeszcze wyprawy na mysłowicki targ, szaberplac, ewentualnie – wyjazdy handlowe do innych krajów demokracji ludowej lub Turcji. Trofea, jakie się z nich przywoziło, były wprawdzie modne, ale nie zawsze eleganckie. Szopieniczankom zatem nie pozostawało nic innego, jak tylko  zasiąść przy maszynie do szycia, liczyć na pomoc matki, babci czy cioci lub udać się krawcowej. W ten sposób powstawały kreacje według wykrojów z niemieckich modeheftów (żurnali), zwłaszcza popularnej „Burdy”. Pomimo trudnych warunków kobiety chciały wyglądać gustownie i osiągały cel, o czym świadczą stare zdjęcia.

O dwóch szopienickich „Krasnoludkach”

Czasem piękne, kobiece stroje można było nabyć też w sklepach, które pierwotnie sprzedawały odzież dla dzieci, na co wskazywały ich nazwy. Takie paradoksy w PRL-u nikogo nie dziwiły. Przy ulicy Obrońców Westerplatte znajdowały się, niemal sąsiadujące z sobą, dwa „Krasnoludki”: „mały” i „duży”.  I jak to wówczas bywało, otrzymywane z centrali przydziały towaru nie zaspokajały potrzeb klientek. Popyt wielokrotnie przewyższał podaż. Bluzki, spódnice czy sukienki znikały z półek w ekspresowym tempie. Sytuacja ta miała swoje dobre strony dla personelu, który nie napracował się przy inwentaryzacji towaru. Budziła zarazem smutek sprzedawczyń, bo często nie mogły paniom niczego zaoferować. Na szczęście, w latach 80. XX wieku gospodarka centralnie planowana zaczęła dogorywać, a wraz z nią Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Handlu Wewnętrznego, któremu podlegały sklepy odzieżowe. Dla „dużego Krasnoludka” nadeszły trudne chwile. Istniało niebezpieczeństwo, że sklep zostanie zamknięty. Wtedy jego kierowniczka podjęła decyzję, która uratowała tę placówkę: korzystając z istniejących możliwości, przejęła go na własność. Jej kolejne posunięcia sprawiły, że przetrwał transformację gospodarki i kryzysy na przełomie XX i XXI wieku.

Kierując się po części długoletnim doświadczeniem, po części intuicją, postanowiła bowiem, że – wbrew obowiązującym w ostatniej dekadzie dwudziestego stulecia trendom – będzie wierna polskim firmom, zadba o jakość sprowadzanego towaru, a wybierając ubrania dla klientek, weźmie przede wszystkim pod uwagę stroje eleganckie – takie, które mogą włożyć dojrzałe panie. Wiedziała, że tego typu odzieży brakuje, a jest ona bardzo potrzebna. Bo garsonki, spodniumy, bluzki i sukienki w stonowanych barwach zawsze będą wykorzystane. Przydadzą się na urodziny, komunie czy też inne uroczystości. A są panie, które po prostu lubią klasyczną elegancję i ten styl preferują na co dzień.

Gdy zastanawiała się nad wyborem asortymentu, doszła do wniosku, że musi również uwzględnić możliwości finansowe swoich klientek. Dlatego zwracała uwagę na to, by ceny w jej sklepie nie przyprawiały o zawrót głowy, a każda, przeciętnie zarabiająca szopieniczanka, mogła pozwolić sobie na zakup garderoby.

I tak dla „dużego Krasnoludka” zaczęła się nowa era. Okoliczne sklepy z ubraniami musiały się przebranżowić, a tutaj – wciąż zaglądały klientki, ciesząc się, że nie muszą już szyć eleganckich ubrań według wykrojów z „Burdy”. Były dni, gdy przeżywał prawdziwe oblężenie: przed komuniami, maturami i świętami. Wreszcie jego właścicielka uznała, że czas przejść na zasłużoną emeryturę. Kolejny raz „Krasnoludek” znalazł się w niebezpieczeństwie…

O tym, jak „Krasnoludek” zamienił się w „Aleksandrę”

Aleksandra Kleser, fot. D. Dylus

Po trzydziestu pięciu latach pracy w sklepie, w 2009 roku, jego była kierowniczka stwierdziła, że nadeszła pora, by ktoś inny nim zarządzał, lecz kandydatów czy kandydatek, chcących prowadzić „Krasnoludka” nie było. Nikt nie kwapił się do przejęcia odpowiedzialności za mały butik w czasach rozwoju wielkich galerii. Jego przyszłość nie rysowała się w jasnych barwach. Wówczas zaproponowała prowadzenie „Krasnoludka” Aleksandrze Kleser. Młoda kobieta była idealną kandydatką na przyszłą właścicielkę, bo ukończyła szkołę handlową, miała gust i wyczucie stylu, jednak wzbraniała się przyjąć propozycję. Odwagi dodał jej mąż. Postanowiła zaryzykować. Po przejęciu sklepu zmieniła jego nazwę, nieadekwatną do oferowanego w nim asortymentu, a zrozumiałą tylko dla przedstawicielek starszego pokolenia klientek. Postanowiła, że będzie nosił jej imię, bo też stał się częścią życia właścicielki.

Obejmując sklep, pani Aleksandra mogła liczyć na wsparcie zarówno personelu dawnego „Krasnoludka”. Okazało się nieocenione,. Do butiku zaglądały bowiem wierne klientki, ale trzeba było też pozyskać nowe, przekonać je do tego, by nie wybierały ubrań z popularnych sieciówek. Nowa właścicielka postanowiła, że nie będzie zmieniać charakteru sklepu. Nadal miała być to placówka dla pań, preferujących klasykę. Nadal zdecydowaną większość asortymentu miała stanowić polska odzież. Nadal kobiety miały tu znaleźć rzeczy w przystępnych cenach. Nadal towar miał wyróżniać się wysoką jakością. Pani Aleksandra postanowiła ponadto, że będzie sprowadzać krótkie serie ubrań – tak, aby zminimalizować ryzyko sytuacji, w której panie mogłyby spotkać się w jednakowych strojach. Obiecała też sobie, że będzie klientki traktować jak przyjaciółki. A to zakłada szczerość wobec nich. Jeżeli zatem któraś z pań niekorzystnie wygląda w bluzce, spodniach, sukience czy spódnicy, właścicielka nie waha się o tym powiedzieć – nawet za cenę mniejszego utargu.

Fot. Facebook Moda Damska Aleksandra

Dzięki takiej postawie właścicielka butiku zdobyła zaufanie klientek i nie narzeka na brak zainteresowania jej ofertą. Butik przetrwał najgorszy okres, jakim był generalny remont ulicy Obrońców Westerplatte, kiedy trudno było do niego dotrzeć. Optyk, pan Robert Tomalka, mający swój zakład w pobliżu, powiedział wtedy: „Jeśli to przetrzymamy, przetrzymamy wszystko”. Miał rację. Nawet w czasie pandemii, gdy przez kilka dni sklep był zamknięty, kobiety upominały się, by otworzyć go chociaż na kilka godzin. Trzeba było spełnić ich prośby, bo mieszkańcy kamienicy mieli już dość pań, które dobijały się do drzwi sklepu.

Gdy z galerii handlowych znikają kolejne sieciówki, pani Aleksandra, by spełnić oczekiwania (nie tylko miejscowych) elegantek, pracuje nierzadko po szesnaście godzin na dobę: w nocy jeździ do sprawdzonych hurtowni, rano – zamieszcza zdjęcia nowości na Facebooku, sprzedaje towar, obsługuje klientki, doradza im, recenzuje stroje i zbiera zamówienia na wybrane modele ubrań. A wszystko to robi, nie tracąc cierpliwości i pogody ducha.

Fot. Facebook Moda Damska Aleksandra

Wyjątkowymi dniami w butiku są soboty. Wtedy zbiera się – jak to żartobliwie ujmuje właścicielka – „rada nadzorcza”. Do sklepu zaglądają stałe klientki, aby przymierzyć nowe kreacje oraz odebrać zamówione wcześniej modele odzieży. Niektóre przyjeżdżają tutaj z… Krakowa czy Tychów, inne – nawet z Wrocławia. Jest i liczna grupa szopieniczanek. Wiele z nich to przedstawicielki zawodów, w których obowiązuje „dress code”: nauczycielki (a zwłaszcza dyrektorki szkół), urzędniczki czy przedsiębiorczynie. W dniach powszednich obserwują stronę „Aleksandry” na Facebooku, śledzą nowości i proszą o ich rezerwację. Gdy nadchodzi weekend – spotykają w sklepie. Robi się wówczas tłoczno i… wesoło.

O elegancji w XXI wieku i o tym, jak Aleksandra Kleser została Mistrzynią Handlu

Fot. Dziennik Zachodni

W trzeciej dekadzie XXI wieku do dawnego „Krasnoludka” zagląda kolejne pań – to nierzadko wnuczki, a nawet prawnuczki elegantek, które przychodziły tutaj w czasach komunizmu, by „upolować” ładną bluzkę czy spódnicę. Popularność oferty szopienickiego butiku najlepiej świadczy o tym, że klasyka jest ponadczasowa. I chociaż zmienia się kanon tego, co uchodzi za eleganckie, a klientki „Aleksandry” coraz częściej mają ochotę eksperymentować ze swoim wizerunkiem, nie zmienia się jedno: dobry styl to nie tylko ubrania. Elegancka odzież tylko może go tylko podkreślić. Dobry styl – to poczucie smaku w każdej dziedzinie życia. I tego możemy w „Aleksandrze” i od pani Aleksandry się uczyć. Doceniły go jej klientki, głosując na swoją ulubioną ekspedientkę w plebiscycie  „Mistrzowie Handlu 2022”, organizowanym przez „Dziennik Zachodni”. Właścicielka byłego „Krasnoludka” została jego laureatką, zajmując I miejsce w Katowicach. Na uroczystej gali, która odbyła się 13 maja, otrzymała tytuł „Sprzedawcy Roku”.

Daniela Dylus

Artykuł powstał w ramach zadania publicznego pod tytułem: Szopienice.PL – nasza dzielnica w Internecie. Zadanie jest współfinansowane z budżetu miasta Katowice.

1 komentarz

  • Anna i Kasia

    Uwielbiam sklep Pani Aleksandry i prawdą jest, ze niektóre modele zamawiane są specjalnie dla konkretnej klientki. Niby dziś wszystko można kupić a jednak na te wyszukane, nietuzinkowe rzeczy czasem trzeba poczekać i „zdobyć ” wtedy frajda jest podwójna.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *