piątek, 26 kwietnia

Androidy są wśród nas? Niezwykła historia z Brynowa

Przy ulicy Różyckiego w katowickiej dzielnicy Brynów mieszkał wybitny specjalista budowy maszyn, fizyk, matematyk i wynalazca – profesor Piotr Rawa. Zajmował się cybernetyką, robotyką i nowoczesnymi technologiami. Był wdowcem i miał jednego syna – nastoletniego Andrzeja. Z racji swoich zainteresowań i pracy musiał często wyjeżdżać za granicę. Wówczas jego synem opiekowała się gosposia. Zamieszkiwali w domu jednorodzinnym, blisko Parku im. Kościuszki. Profesor był cenionym na całym świecie wynalazcą. Mieszkał w Katowicach, bo uznawał to miasto za „miniaturę pulsujących pracą i życiem miast zachodnioeuropejskich”. Jego dom był wręcz naszpikowany elektroniką, a miejmy na uwadze, że mieszkał tam na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku! Budynek – pozornie niewyróżniający się na tle sąsiednich obiektów – posiadał system kamer, czujników, alarmów i zabezpieczeń. Chroniły one pracownię profesora, w której dokonywał ważnych odkryć i konstruował futurystyczne obiekty.

Katowice w latach 60. XX w. (źródło: fortephan.hu)

Latem 1962 roku profesor musiał udać się w służbowy wyjazd zagraniczny. Wyruszył do Londynu na zjazd cybernetyków. Dla Andrzeja nie było to nic nowego; przecież ojciec ciągle wyjeżdżał. Tym razem sprawy potoczyły się jednak inaczej, a jedno z odkryć profesora ściągnęło kłopoty na dom przy ul. Różyckiego. Naukowiec wpadł na genialny pomysł. Wszystkie pojazdy miałyby być zasilane z niewielkich akumulatorów, wystarczających na bardzo długi okres czasu. Dzięki temu mogłyby zniknąć sieci przewodów energetycznych i słupy wysokiego napięcia. Patent mógł zrewolucjonizować ówczesny świat! Wiedzę i materiały na ten temat zapragnęli jednak pozyskać nieokreśleni rabusie. Prawdopodobnie byli to agenci obcych służb, a może wywiad któregoś z państw zachodnich? Na pewno pochodzili zza granicy.

Robot?
Ojciec poza domem, zagraniczni szpiedzy, osamotniony syn – to wszystko mogło się źle skończyć. Ale profesor Rawa wymyślił coś jeszcze, o czym nie powiedział Andrzejowi. Naukowiec wymyślił i skonstruował… samego siebie. Ściślej mówiąc: zbudował robota, który do złudzenia przypominał jego samego. Sobowtór był androidem, którym można było sterować zdalnie pilotem. Robot nie posiadał żadnych supermocy, ale bardzo ciężko było odróżnić go od zwykłego człowieka. Ba! Nawet przyjaciele profesora nie zorientowali się, że to sobowtór!

Przestępcy gospodarczy chcieli włamać się do domu profesora w Brynowie. Wiedzieli, że ten wyjechał na sympozjum do Londynu. O podróży naukowca wiedzieli z resztą także dziennikarze śląskich gazet i milicja. Tak znaną personę w Katowicach rozpoznawano z daleka. Pusty dom miał być łatwym celem dla szpiegów. W tym samym czasie Andrzej odkrył, że w jego domu znajduje się android. Wraz z trójką przyjaciół – Markiem, Bożeną i Maćkiem – zdali sobie sprawę z tego, że na rodzinę Rawy czyha niebezpieczeństwo. Postanowili wykorzystać androida do obrony. Ochrzcili go imieniem Rob. Jednak nauczenie się jego obsługi nie było takie proste. Robot wymknął się dzieciom i zaczął paradować po ulicach Katowic! Najciekawsze jest to, że nikt nie dostrzegł, iż chodnikiem idzie robot! Podobieństwo do profesora było niemal stuprocentowe. Android odwiedził nawet kawiarnię Orbis, gdzie pił słabą herbatę i podrywał kelnerkę!

Okazało się jednak, że jeden ze znajomych wynalazcy – redaktor Kalicki z „Trybuny Robotniczej” – zobaczył spacerującego Rawę po centrum Katowic. Był bardzo zdumiony, gdyż wynalazca miał przecież przebywać w Londynie! Zadzwonił więc do oficera śledczego katowickiej milicji. Kalicki widział też, jak koło kiosku na ul. Kościuszki profesora zaczepiali jacyś chuligani, ale ten pozostawał niewzruszony.

Milicjant – porucznik Wadowski – dowiedziawszy się o sprawie zatelefonował do hotelu w Londynie, gdzie przebywał profesor Rawa. Po rozmowie z oficerem naukowiec już wiedział, że syn odkrył sobowtóra. Niezwłocznie postanowił wrócić do Polski. Przybył do swojego domu w Brynowie, gdzie nikogo nie zastał. Od razu zorientował się, że ktoś obcy myszkował po jego domu i wchodził do pracowni. Po dosłuchaniu nagrań i taśm wiedział, że zagraniczni złodzieje chcą wykraść jego wynalazek. Noc spędził więc w hotelu, a wraz z milicją zaplanował zasadzkę na kolejny dzień.

Demaskacja
Tymczasem dzieci wymyśliły inny plan. Chcąc udaremnić włamanie złodziei wykorzystały nadążającą się okazję, by oznajmić, że profesor jednak jest na miejscu – w Katowicach. Profesorowi zaproponowano, by wygłosił wykład przez radio. Karkołomne zadanie się udało! Nikt nie spostrzegł, że do studia Radia Katowice przy ul. Ligonia przyszedł sobowtór-android. Wygłosił pogadankę, po czym posłusznie wyszedł z gmachu. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że podczas powrotu coś niedobrego zaczęło się dziać z androidem. Kilka razy odmówił posłuszeństwa. Dziwne zakłócenia powtarzały się kilka razy. Skręcił do Parku im. Kościuszki. Los chciał, że natknęli się na… trzech złodziei, którzy właśnie knuli jak okraść willę profesora Rawy! Jeden z nich nakazał dzieciom iść do budynku, natomiast drugi cegłą uderzył profesora-sobowtóra w głowę tak, że ten osunął się na ziemię.

Złoczyńcy porzucili sobowtóra (myśleli, że to żywy człowiek!) w parku, w betonowym bunkrze. Sami dotarli wraz z uprowadzonymi dziećmi do willi przy ul. Różyckiego. Tam bezskutecznie próbowali otworzyć sejf, w którym rzekomo miały znajdować się plany najnowszego wynalazku profesora Rawy. Próby otwarcia skończyły się niepowodzeniem. Wówczas do budynku wszedł profesor. Jeden z rzezimieszków wycelował w niego pistolet i kazał mu otworzyć sejf. Nagle do obiektu wszedł drugi profesor! Zszokowani bandyci nie wiedzieli, co robić. Drugi profesor był robotem, który nie ucierpiał zbytnio od uderzenia w syntetyczną głowę i dzięki falom radiowym dotarł do willi w Brynowie. Uniósł rękę i wypuścił z końcówki palca gaz, który obezwładnił złodziei.

Okazał się, że była to zasadzka, zaplanowana przez profesora i milicję. Funkcjonariusze otoczyli willę i obserwowali bacznie, co się dzieje. Wkroczyli w kulminacyjnym momencie i aresztowali już obezwładnionych bandziorów. Porucznik Wadowski dobrze znał trzech mężczyzn, będących recydywistami włamującymi się do domów. Zarzekali się, że nie znali zleceniodawcy, nawet nie widzieli go na oczy. Jedyne co mogli potwierdzić to fakt, że zlecenie przyjęli od jakiegoś „zagranicznika”. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.

Dzieci bardzo chciały, by całą historię opisać i zrobić zdjęcia, które można by zamieścić w prasie. Czuły się dumne z uratowania sekretów genialnego wynalazku i udaremnienia szpiegowskiej akcji. Jednak zarówno profesor Rawa, jak i milicjant Wadowski, wspólnie poprosili dzieci, by za zapomniały o całej sprawie i uznały to jedynie za bardzo oryginalny sen. Przecież wynalazki nie potrzebują rozgłosu.

Okładka książki autorstwa A. Szklarskiego

Wszystkie te wręcz niewiarygodne wydarzenia nigdy nie miała miejsca… To jedynie opowieść pisarza Alfreda Szklarskiego, który zamieścił ją na kartach książki dla młodzieży pt. „Sobowtór profesora Rawy”, wydanej w 1963 roku. Warto jednak zwrócić uwagę, że to, co wówczas wydawało się zupełną fikcją, dziś staje się coraz bardziej realne. Być może już niedługo pośród nas będą żyć androidy, których nie odróżnimy od prawdziwych ludzi… Czy takie wydarzenia będą miały miejsce także w Katowicach? Możliwe.

Popiersie A. Szklarskiego w Galerii Artystów na pl. Grunwaldzkim w Katowicach (fot. M. Bulsa)

Michał Bulsa

Artykuł powstał w ramach zadania publicznego pod tytułem: Szopienice.PL – nasza dzielnica w Internecie. Zadanie jest współfinansowane z budżetu miasta Katowice.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *