czwartek, 28 marca

Rozrzutny ordynat z Janowa

Dworek w Janowie, fot. M. Malina

Początek XIX wieku to czas, gdy na Górnym Śląsku dopiero rozpoczynało się uprzemysłowienie. Wiejskie krajobrazy powoli były „zakłócane” przez dymy z fabryk i wieże szybów wyciągowych w kopalniach. To także czas, gdy stare rody górnośląskie zastępowali nowi niemieccy kapitaliści. Tereny dzisiejszych Katowic były wówczas mozaiką większych i mniejszych wsi. Osady Szopienice, Janów, Roździeń, Dąbrówka Mała – będące dziś dzielnicami Katowic – stanowiły wówczas część ordynacji mysłowickiej. Był to rodzaj niepodzielnej własności (fideikomisu), a jej kolejni właściciele nie mogli jej rozdzielać pomiędzy swoich spadkobierców. Ordynacja z siedzibą w Mysłowicach była w tym czasie własnością starego polskiego rodu Mieroszewskich. Już od XVI wieku byli obecni na terenach Górnego Śląska i Zagłębia, gdzie również posiadali swoje majątki. Jednak ich chlubą były posiadane włości w Małopolsce i kamienice w Krakowie. Ich epitafia można znaleźć nawet w krakowskim Kościele Mariackim!

Pech chciał, że ordynacja mysłowicka na początku XIX wieku trafiła do Aleksandra Mieroszewskiego. Człowieka żyjącego w zbytku i luksusie, na który nie było go stać. Nie przejmował się formalnościami ani pieniędzmi. Na nic zdawały się upomnienia ze strony rodziny z Krakowa. Nie zważał, że może doprowadzić do ruiny m.in. Janów – wieś założoną w XVII wieku przez swojego przodka Jana Krzysztofa.

Urodzony w 1781 roku Aleksander miał typowo ułańską fantazję, a do tego był przyzwyczajony do krakowskich salonów. W wieku dwudziestu kilku lat wstąpił do armii Księstwa Warszawskiego. Napoleońskie ambicje fascynowały go, a podczas służby zrodziło się jego zamiłowanie do koni (jak się okazało – zgubne). Został kapitanem strzelców konnych.

Ojciec Aleksandra – Stanisław – zmarł w 1824 roku. Aleksander był najstarszy, więc przejął ordynację. Resztę dóbr otrzymali jego młodsi bracia – Ignacy i Jan Chrzciciel. Okazało się, że nowy ordynat zapragnął zbytkiem i przepychem dorównać hrabiemu Arturowi Potockiemu. Najmłodszy z braci upominał Aleksandra, że nadmierne wydawanie pieniędzy źle się skończy. Ale Aleksander nie słuchał „smarkacza” i robił swoje. Wkrótce pojawiły się długi, ale on na to nie zważał. W rozrzutnym postępowaniu towarzyszył mu brat Ignacy. Bratankowie z Krakowa mówili wprost, że Aleksander żył zbyt wystawnie i rozrzutnie. Dom ordynacki w Krakowie był miejscem ciągłych imprez, przyjęć i zabaw.

Aleksander utrzymywał trzy mieszkania, luksusowo urządzone i zawsze gotowe na jego przyjęcie. Nocował w nich na zmianę. Dodatkowo oddawał się swojej pasji – jeździectwu i koniom. Środki finansowe były na wyczerpaniu. Niewiele myśląc mysłowicki ordynat oddawał kolejne wsie w dzierżawę. Kasa wypełniała się jednak tylko na krótki czas. Trwonienie tego, co Mieroszewscy zbudowali i gromadzili przez poprzednie dwa wieki, trwało w najlepsze. Nawet chłopi mówili o swoim panu, że to hulaka i utracjusz.

Ordynat założył w Janowie ogród w stylu angielskim, na wzór krakowskich plantów. W miejsce drewnianego wybudował murowany dworek. Powstała promenada i staw rybny, po którym pływały gondole. W 1835 roku ordynat kazał wystawić także klasycystyczną rzeźbę. Był to pomnik ogrodowy z piaskowca, zlokalizowany przy promenadzie. Umieszczono na nim czterowiersz w języku polskim:

Tu mych lat młodych prac były Początki

A chcąc zachować tej Włości Pamiątki

Gdzie były Góry Boliny Urwisko

Janów uzyskał Plantacyi Nazwisko

A.M. 1835

Bez jakiegoś większego uzasadnienia Aleksander dokupił także majątek w Dąbrówce Małej. Prawdopodobnie jednak to nie utrzymywanie wielu posiadłości doprowadziło do katastrofy. Najwięcej pieniędzy Aleksander wydawał na konie. Niestety na koniach się nie znał. Kupował je po bardzo zawyżonych cenach, dawał się po prostu oszukiwać. Płacił też za niepotrzebne dodatki, np. psy gończe, pistolety i złote zegarki. W jego przekonaniu były to rzeczy niezbędne do prowadzenia polowań w lasach miedzy Janowem a Mysłowicami. Koń „z dodatkami” mógł kosztować nawet 6000 talarów. Nie wiadomo, ile dokładnie koni posiadał ordynat, ale zdarzało się, że potrafił kupić własnego konia, którego po prostu nie poznał. W zdobyciu środków nie pomogły zakładane kolejne nowe zakłady i kopalnie. Udziały w kopalniach nie dawały wystarczających dochodów. Zanim formalnie uzyskał zgodę na uruchomienie jednej z nich, zdążył już sprzedać większość posiadanych w niej udziałów…

Ordynat kupił jeszcze kamienicę w Mysłowicach, gdzie urządził dla siebie kolejne mieszkania. Był niczym pan na włościach, choć tak naprawdę nie wyrastał ponad inną drobną szlachtę. Zasoby finansowe kurczyły się w zastraszającym tempie. Mysłowickie mieszkania, wyposażone w bardzo drogie meble, musiał w końcu oddać w ręce Żyda o nazwisku Freund. To zgorszyło jego krewnych. Jeszcze bardziej zbulwersowali się, gdy próbował w jakiś sposób przekazać – oczywiście w zamian za pieniądze – całą ordynację mysłowicką Franzowi Wincklerowi. Pozbycie się majątku na rzecz Niemca było czymś nie do pomyślenia.

W czerwcu 1838 roku Aleksander zawarł umowę z Marią, żoną Franza Wincklera, w której oddawał w „wieczystą dzierżawę” całą ordynację mysłowicką. Umowa była zawarta bez rozgłosu, ale gdy dowiedział się o niej Jan Chrzciciel, gwałtownie zaprotestował. W końcu się dogadano, a ordynację zamieniono na ordynację pieniężną w wysokości 110 000 talarów. Listy zastawne – aby nie zostały roztrwonione przez Aleksandra – ulokowano w depozycie w sądzie w Raciborzu. Co roku miał mu być wypłacany procent od tej sumy, czyli około 6000 talarów. Mniejsze sumy otrzymali też bracia Aleksandra. On sam miał także zagwarantowane prawo do dożywotniego zamieszkiwania w dworze w Mysłowicach. Zmarł bezpotomnie w 1846 roku, a Mysłowice i ordynacja przeszły na własność Wincklerów.

Polskojęzyczne gazety wprost komentowały zachowanie ostatniego ordynata jako bezmyślne, przypisywano mu niedołęstwo i lekkomyślność. Wskazywano, że pozbawił „naszą okolicę ostatnich polskich właścicieli” i zniweczył „zapobiegliwość, rozum i pracę Jana Krzysztofa”. Faktem jest, że był to ostatni właściciel ziemski na Górnym Śląsku, będący Polakiem. Odtąd w tym regionie ziemia należała wyłącznie do Niemców.

Helena Darowska, kuzynka Aleksandra, tak podsumowała jego wyczyny: „Aleksander, pomimo że został ordynatem, był niemądry, safanduła, Mysłowice, dobra ordynackie, sprzedał Niemcowi Winklerowi w czasie, kiedy chwilowo rewolucyjna konstytucja r. 1848 znosiła fideikomisy. Skorzystali z tej chwili Niemcy i prawomocnie zostali właścicielami Mysłowic, które obecnie warte są miliony….”. Dziś po ostatnim ordynacie pozostał jedynie niszczejący dworek przy ul. Nad Potokiem, nazywany przez miejscowych zameczkiem, oraz pomnik ogrodowy z wierszowaną sentencją.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *