piątek, 26 kwietnia

Wielkanoc na Górnym Śląsku

Wielkanocna pocztówka wysłana do Szopienic 14.04.1911, ze zbiorów M. Maliny

Przed nami Wielkanoc. Przyjrzyjmy się zatem tradycjom i obyczajom katolickim na Górnym Śląsku, związanym ze świętowaniem tego ważnego czasu. Wiele z nich świadczy bowiem o wielokulturowości naszego regionu – przenikaniu się wpływów polskich oraz niemieckich Niektóre z nich zanikają, niektóre – są kultywowane do dziś. Zachęcamy zatem do zerknięcia na nasz wielkanocny kalendarz.

NIEDZIELA PALMOWA.
W ostatnią niedzielę przed Wielkanocą święci się w kościele palmowe gałązki (na pamiątkę triumfalnego wjazdu Chrystusa do Jerozolimy). Wspomniane gałązki dawniej robiło się wyłącznie z wierzby „kokocyny”, czasem z orzeszyny i rokity, przewiązując czerwoną wstążeczką, symbolizującą krew Chrystusa. W niektórych rejonach Górnego Śląska palmę tworzono z pięciu lub siedmiu gatunków drzew i krzewów, które symbolizowały rany Chrystusa i boleści Matki Bożej. Jednym ze zwyczajów, związanych z Niedzielą Palmową było uderzanie się poświęconymi palmami, co miało być pamiątką biczowania Chrystusa. Wierzono także, iż palmy mają moc leczniczą, dlatego powszechny był zwyczaj połykania bazi, aby uchronić się w ten sposób przed chorobami gardła i niestrawnością, która jest efektem przejedzenia w czasie świąt. Do dziś praktykuje się gdzieniegdzie zwyczaj zatykania w ziemię krzyżyków, zrobionych z palm. Celem tego obrzędu jest zapewnienie urodzaju. Przed laty czyniono to albo w samą Niedzielę Palmową, w Wielkim Tygodniu lub w Wielkanoc. Palmy zatykało się również w domu – za święte obrazy, za krzyż, nad drzwiami i w zabudowaniach gospodarskich. Oczywiście, gałązki palmowe przechowuje się cały rok, by później wrzucić je do ognia, roznieconego przy kościele przed uroczystościami wielkosobotnimi.

WIELKI TYDZIEŃ. Nasi przodkowie starali się w tym czasie nie mówić głośno, nie krzyczeć ani śpiewać. Wierzono, że każdy, kto wówczas umrze, pójdzie wprost do raju, ponieważ niebo jest wtedy otwarte. Oczywiście, w tym czasie można było też wykonywać „kroszonki”, czyli malowane jajka.

WIELKI CZWARTEK. Najpopularniejszym zwyczajem tego dnia było chodzenie z klekotkami, czyli drewnianymi kołatkami (posługiwali się nimi nie tylko ministranci, ale również inni chłopcy). Do dzisiaj podczas katolickiej liturgii
Wielkiego Czwartku milkną dzwony, które nie są używane aż do Wielkiej Soboty (kiedyś mówiono, że „dzwony poszły do Rzymu” lub zostały „związane”). Posługiwanie się „klekotkami” przez ministrantów jest zatem oznaką żałoby. Od Wielkiego Czwartku nie należało już ciężko pracować.

WIELKI PIĄTEK. Starym zwyczajem, związanym z tym dniem, było obmywanie się w rzece. Do dzisiaj  powszechnie adoruje się Boży Grób i organizuje przy nim tzw. straż (w większości parafii tworzą ją ministranci, w  niektórych – również strażacy). To pozostałość tzw. widowisk pasyjnych, które odbywały się w kościołach.

WIELKA SOBOTA. Od średniowiecza święcono w tym dniu potrawy wielkanocne. Do kościoła zanoszono zazwyczaj: jaja (kroszonki), chleb, sól, ser, masło, szynkę, kiełbasy i ciasta. Co ciekawe, ludność niemiecka, która mieszkała na Górnym Śląsku, nie praktykowała tego zwyczaju.

WIELKANOC. Spędzano ją wyłącznie w gronie rodzinnym. Święto rozpoczynało się uroczystą rezurekcją, która dawniej odbywała się wczesnym rankiem. Na Górnym Śląsku (z wyjątkiem niektórych wsi Opolszczyzny) nie znano zwyczaju dzielenia się jajkiem. Na stole musiał za to być „święcennik”. Obok niego ustawiano zajączka lub baranka z ciasta. Skrupulatnie przestrzegano zwyczaju, by resztek potraw, poświęconych w Wielką Sobotę, nie wyrzucać. Nawet skorupki jajka albo zakopywano w ogródku, albo dawano kurom, by dobrze niosły. Prawdopodobnie niemieckiego pochodzenia jest zwyczaj „szukania zajączka” lub malowanych jajek. Na Śląsku upowszechnił się po pierwszej wojnie światowej, choć praktykowano go tu i ówdzie już pod koniec XIX wieku. Co ciekawe, zachowały się przekazy szopieniczanek, urodzonych w pierwszej dekadzie XX wieku, które, wracając pamięcią do czasów dzieciństwa, mówiły o tym, że zazdrościły niemieckim dzieciom właścicieli tutejszych zakładów pracy i urzędników, gdyż pociechy bogaczy w wielkanocny poranek „szukały zajączka”. W tym dniu chłopcy bawili się, „kulając kroszonki” z górki w kierunku wgłębienia, tzw. ducki. Wygrywał ten, którego jajko trafiło do wgłębienia.

PONIEDZIAŁEK WIELKANOCNY. To dzień zabaw i odwiedzin oraz śmigusa-dyngusa. Nazwa zwyczaju pochodzi od słów: „dyngusować” – ‘otrzymywać wykup’ oraz „śmigus” – ‘uderzenie gałązką wierzbową i oblewanie wodą’.  Dziewczęta dawały chłopcom, którzy je oblewali, kroszonki. Kolory jajek i wypisane na nich sentencje informowały o nadziejach i zamiarach dziewczyny. Dyngus w ten sposób stawał się okazją do rozpoczęcia oficjalnych zalotów. W poniedziałek wieczorem w wielu wsiach urządzano zabawy ludowe.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *