Przez kilkanaście lat stanowiło ważny punkt na mapie edukacyjnej Szopienic. Gimnazjum przy obecnej ul. Brynicy stało się jednak ofiarą reformy edukacji. Zlikwidowano je mimo protestów środowiska nauczycielskiego. Brzmi znajomo? Historia kołem się toczy… Opisane w niniejszym artykule wydarzenia miały miejsce w latach 30. XX wieku.
Piękny, zabytkowy budynek przy ul. Brynicy 3 nadal stoi opustoszały. Jego oryginalna forma – z elementami muru pruskiego – może budzić zachwyt. Gmach, który czeka na renowację, w dwudziestoleciu międzywojennym stał się siedzibą Komunalnego Gimnazjum Koedukacyjnego (1923-1934). Gdy przyjrzeć się dziejom tej szkoły, łatwo zauważyć, że był to swego rodzaju „kraj w miniaturze”. Jej losy odzwierciedlają to, co charakterystyczne dla II Rzeczypospolitej – głębokie podziały polityczne, karierowiczostwo, ale też idealizm i bohaterstwo. Pokazują też po raz kolejny Polskę „szklanych domów” – Polskę niezrealizowanych w pełni choć szczytnych marzeń.
SKANDAL
Kilka miesięcy po wydaniu „Ferdydurke” (1937), w marcu 1938 roku, ukazała się powieść „Młodzieżowcy” – najpierw na łamach „Polonii”, później w formie książkowej. Podobnie jak w znanej lekturze, i tutaj zostało ukazane środowisko szkolne. Autor utworu, Kazimierz Gołba, nie wykorzystał jednak groteskowej konwencji Gombrowicza. Zdecydował się za to podzielić własnymi doświadczeniami i stworzył powieść z kluczem. Przedstawił w niej szczegółowo realia edukacji w latach 20. i 30. XX wieku. Zwrócił uwagę na indoktrynację młodzieży, skrytykował nieprzemyślaną reformę, której efektem były zwolnienia nauczycieli. Przybliżył czytelnikom bolączki życia przeciętnego pedagoga: konieczność angażowania się w różnorodne działania społeczne, brak czasu dla najbliższych, nieproporcjonalne do posiadanych kwalifikacji wynagrodzenie, a nawet obciążenie biurokracją. Jednak najważniejszymi problemami, jakie podjął Gołba, stały się: brak perspektyw rozwoju dla osób, które miały ambicje naukowe oraz degradacja nauczycieli sympatyzujących z ówczesną opozycją. Los taki spotkał głównego bohatera – pomimo że studiował na Zachodzie i tam zdobył tytuł doktora, władze oświatowe po rozwiązaniu gimnazjum, w którym dotąd uczył, poleciły mu podjąć pracę w szkole podstawowej. Tu jego wiedza okazała się nieprzydatna. Naukowiec, całkowicie bezradny wobec niesforności wychowanków, załamał się psychicznie.
Książka nie wywołałaby prawdopodobnie skandalu, gdyby Gołba skoncentrował się na opisie negatywnych zjawisk. Forma, jaką jest powieść z kluczem, sprawiła jednak, że śląscy nauczyciele nie mieli problemu, by zidentyfikować występujące w niej postacie. Wiedzieli, że główny bohater – Marian Prorok – ma cechy samego autora, ambitny polonista Bazylewicz to w rzeczywistości Bolesław Wasylewski, energiczny i władczy wuefista Wintoniak przypomina Feliksa Gucwę, a prowadzona przez niego organizacja młodzieżowa „Awangarda” to sanacyjna Straż Przednia. Pedagodzy nie musieli zadawać sobie trudu, by odkryć, iż opisane wydarzenia toczyły się w katowickiej Szkole Powszechnej nr 15 (choć w powieści to szkoła im. Mieszka), a przede wszystkim – w Komunalnym Gimnazjum Koedukacyjnym w Szopienicach (wcześniej: Komunalnym Gimnazjum Koedukacyjnym w Roździeniu; w książce określonym ogólnie jako „prowincjonalne gimnazjum”). To tutaj bowiem przez osiem lat pracował Gołba jako nauczyciel historii (1926-1934). W 1938 roku szopienicka placówka edukacyjna znowu była na ustach wszystkich. Jej dyrektor, ks. Wiktor Siwek, przebywający już na wcześniejszej emeryturze, poczuł się dotknięty – czytelnicy mieli uznać, iż stał się pierwowzorem powieściowego Małdrzyckiego.
Ci, którzy znali wcześniejszą twórczość Gołby, nie byli zaskoczeni. W 1935 roku na deskach Teatru Polskiego w Katowicach (czyli obecnego Teatru Śląskiego) został wystawiony reportaż sceniczny „Rekruci”, przedstawiający rzeczywistość szkolną w krzywym zwierciadle. Oburzenie miejscowych władz oświatowych było wówczas tak duże, że spektakl został zdjęty z afisza po trzech przedstawieniach. „Rekruci” entuzjastycznie przyjęci zostali za to w stolicy. 6 maja 1935 roku w tamtejszym Teatrze Comoedia odbyła się premiera sztuki – i tam wystawiano ją ponad trzydzieści razy.
W „Młodzieżowcach” satyra ustępuje miejsca – typowemu dla realizmu – skupieniu na szczegółach. To zresztą zarzut recenzentów utworu. Opinia o książce, jaka ukazała się na łamach czasopisma prorządowego wówczas Związku Nauczycielstwa Polskiego, nie była pozytywna. Autorowi zarzucano, że napisał nie powieść, lecz reportaż. Krytykowano rozbudowane opisy zagranicznych podróży głównego bohatera. Uznano również, że Gołbie brakuje obiektywizmu. Sugerowano, iż jako przeciętny nauczyciel nie potrafił poradzić sobie w szkole, dlatego przedstawił ją w negatywnym świetle.
„Skupienie na szczegółach” pozwala zrekonstruować działalność szopienickiego gimnazjum w ostatnich latach jego istnienia. Obraz, jaki wyłania się z kart utworu, uzupełniony lekturą protokołów konferencji Rady Pedagogicznej, nie jest budujący. Problemów przysparzała młodzież. Uczniowie należący do sanacyjnych organizacji, tj. Straż Przednia czy Legion Młodych, według autora destrukcyjnie wpływali na inne stowarzyszenia czy kółka samokształceniowe. Czuli się bezkarni, licząc – w razie potrzeby – na wsparcie władz. Dwóch członków wspomnianego Legionu po otrzymaniu informacji, że nie zostali dopuszczeni do matury, rozpyliło gaz łzawiący. Winowajcy nie ponieśli właściwie żadnych konsekwencji. Mieli wpływowych rodziców, którzy uciekli się do szantażu. Na skutek interwencji jednego z ojców musiano zmieniać ustalenia, podjęte podczas konferencji klasyfikacyjnej. Zdarzały się również inne incydenty: podsłuchiwanie nauczycieli przez… komin wentylacyjny, palenie papierosów, malowanie „nieprzyzwoitych rysunków” w ubikacjach, złe zachowanie młodzieży w środkach publicznego transportu, spóźnianie się na lekcje, „nocne przechadzki młodzieńców z panienkami” itp. Nauczyciele zwracali uwagę na przyczyny trudności wychowawczych, tj. brak nadzoru rodzicielskiego czy złe warunki materialne w rodzinach niektórych uczniów. Trosk przysparzała im też własna przyszłość. Już w 1932 roku mieli świadomość, że – wskutek reformy edukacji ministra Jędrzejewicza – ich placówka zostanie zamknięta. Bojąc się o swój los, zabiegali o przyjęcie do innych szkół. Niektórzy gorliwie działali w prorządowych organizacjach, by zyskać sympatię wizytatorów i tym samym ułatwić sobie zawodową karierę. Innych uspokajała perspektywa szybszej emerytury.
Ten jednostronny obraz dopełniają sprawozdania z posiedzeń rady gminnej w Roździeniu. Jej członkowie już pod koniec lat 20. planowali likwidację gimnazjum. Dla miejscowości przemysłowej, przeżywającej skutki kryzysu gospodarczego, utrzymywanie placówki było po prostu nieopłacalne. Radni przypominali, że większość nauczycieli – z wyjątkiem dyrektora – zameldowanych była poza gminą, jedynie 27% uczniów reprezentowało młodzież miejscową, zaś największą grupę gimnazjalistów stanowili mieszkańcy byłej Kongresówki (czyli Zagłębia). Żadne z miast i gmin, z których pochodzili młodzi ludzie, nie chciało współfinansować ich edukacji. Nie poczuwały się do tego również lokalne władze. Rozgoryczeni radni zarzucali tym ostatnim zresztą, że traktują Roździeń jak „sierotę województwa śląskiego”. Gmina, zmuszona do ponoszenia wysokich kosztów utrzymania gimnazjum, zaciągnęła pożyczkę, by szkoła mogła funkcjonować. Z ulgą zatem przyjąć musiano wiadomość, że władze oświatowe, które wiedziały o problemach gimnazjum, wykorzystując wprowadzaną od 1932 roku reformę edukacji, zdecydowały się stopniowo wygaszać szkołę i przenieść młodzież do podobnych placówek w Mysłowicach i Katowicach. Przy okazji ukarano Kazimierza Gołbę. Przyjaciel Korfantego i zaciekły krytyk sanacji pomimo tytułu doktorskiego nie znalazł pracy w żadnej szkole średniej, musiał zatem zadowolić się uczeniem dzieci, do czego – podobnie jak bohater jego książki – nie czuł się powołany. Nie pozostało to bez wpływu na jego zdrowie. W końcu został przeniesiony w stan spoczynku z powodu postępującego zesztywnienia kręgosłupa.
IDEALIZM
Nie tak wyobrażał sobie ks. Wiktor Siwek przyszłość gimnazjum, którym zarządzał. Gdy w 1923 roku udało mu się doprowadzić do stworzenia pierwszej polskiej szkoły średniej na terenie Roździenia i Szopienic, mógł pomyśleć, że spełnia się jego największe marzenie. Ten patriota, aktywnie wspierający śląskich powstańców, doskonale wiedział, jak ważna jest edukacja. W burzliwych latach 1921-1922 sprawował posługę wikarego w rodzinnym Janowie, założył tu – wraz z ks. Janem Śliwką – lokalny oddział Towarzystwa Oświaty im. Świętego Jacka. Tym samym odpowiedział na apel najaktywniejszego członka wspomnianej organizacji, bł. ks. Emila Szramka. Sam doświadczył, jakie trudności w państwie pruskim spotykały polskojęzycznych Ślązaków, którzy chcieli się uczyć. Warunkiem zdobycia przez nich wykształcenia było zazwyczaj wyrzeczenie się rodzimego języka. Towarzystwo, które chciało „krzewić wśród ludu polskiego na Śląsku oświatę w najszerszym tego słowa znaczeniu” czyniło wysiłki, by miejscowa ludność zachowała wierność „mowie ojców”. Wkrótce członkowie Towarzystwa nie musieli już przeciwstawiać się germanizacji. Po przyłączeniu części Górnego Śląska do Polski sięgnęli po inne metody pracy.
Założenie szkoły, będącej dla lokalnego środowiska swoistym „centrum polskości”, która przygotowuje kadry dobrze wykształconych Ślązaków, stało się dla ks. Siwka życiowym celem. Jego starania, wspierane przez kolegów – powstańców, zakończyły się sukcesem. Koedukacyjne gimnazjum otwarto w dawnym budynku niemieckiej Wyższej Szkoły dla Dziewcząt. Jednym z pierwszych zatrudnionych w nim nauczycieli był ks. major Karol Woźniak. „Ksiądz z karabinem” (jak go nazywano), który wsławił się podczas III powstania śląskiego brawurowymi akcjami w okolicach Kędzierzyna, kawaler Orderu Virtuti Militari, uczył tu języków obcych. Funkcję swoją pełnił jednak tylko kilka miesięcy, bo już 6 grudnia 1923 roku zmarł. Do roździeńskiej szkoły zaczęli przybywać kolejni pedagodzy: wielu z nich to absolwenci Uniwersytetu Jagiellońskiego lub Lwowskiego, którzy podejmowali tu pracę z różnych powodów. Jedni chcieli realizować hasło „szerzenia oświaty na Kresach Zachodnich”; innych pociągała perspektywa zatrudnienia na przemysłowym Górnym Śląsku, z czym wiązało się otrzymywanie specjalnego dodatku do pensji. Byli i tacy, którzy traktowali posadę w tutejszym gimnazjum jako przejściowy etap kariery zawodowej.
Już w pierwszych latach istnienia placówki okazało się, że szczytne idee jej założyciela nie zawsze przystają do szarej śląskiej rzeczywistości. Perspektywa kształcenia młodzieży w szkole średniej nie została przyjęta z oczekiwanym entuzjazmem. Po pierwsze, dla wielu niezbyt zasobnych rodzin wiązało się to ze sporym wysiłkiem finansowym, gdyż mimo wsparcia gminy nauka tutaj była płatna. Rodzice często kierowali się pragmatyzmem. Uznawali, że po skończeniu szkoły powszechnej dziecko powinno myśleć przede wszystkim o pracy, by mogło wspomóc najbliższych. Cenniejsze było jak najszybsze zdobycie zawodu. Po drugie, młodzi Ślązacy nierzadko borykali się z problemami językowymi, których nie mieli ich koledzy z Zagłębia. Profesorowie, pochodzący spoza regionu, czasem faworyzowali zatem uczniów z byłej Kongresówki. Świadomy tego zjawiska był zresztą sam dyrektor. Świadczą o tym wspomnienia Kazimierza Gołby. Gdy wracał myślą do momentu swojego zatrudnienia w 1926 roku, przywoływał słowa ks. Siwka, który polecił młodemu nauczycielowi okazywać zrozumienie Ślązakom.
Pomimo tych trudności roździeńskie gimnazjum rozwijało się. Działały w nim kółka zainteresowań. Szczególnie aktywne było kółko teatralne, które wystawiało sztuki w nieistniejącej już sali Heinricha Freunda przy obecnej ul. Obrońców Westerplatte. Cyklicznie ukazywała się także gazetka szkolna – „Błyskawica”, uznawana za jedno z najlepszych śląskich czasopism uczniowskich. Warto przypomnieć artykuł programowy Kazimierza Gołby, który ukazał się w pierwszym numerze pisemka. Nauczyciel wzywał młodzież: „Gromadźcie własne, drukowane muzeum regionalne. Otwórzcie drzwi krajoznawstwu i śląskiej gwarze (…). Czas najodpowiedniejszy, by w sobie doszukać się siebie. Czas kształtować >>ja<< własne, czas pracować nad odkryciem własnej indywidualności i nad nadaniem jej własnego, swoistego wyrazu. Jak najwcześniej budować trzeba dom – na całe życie”. Gołba podkreślił w nim to, co miało tworzyć specyfikę szkoły: silny związek z lokalnym środowiskiem oraz dbałość o rozwój osobowości uczniów. Aktywnie działał także wuefista, Feliks Gucwa. Nauczyciel nawiązał współpracę z Klubem Sportowym Roździeń-Szopienice. Odnosił sukcesy, o których marzy chyba każdy nauczyciel wychowania fizycznego: jego podopieczni brali udział w mistrzostwach Polski, a nawet – jak np. Gertruda Kilosówna – reprezentowali kraj podczas olimpiady w Amsterdamie.
Osiągnięcia uczniów były efektem ciężkiej pracy grona. Warto przypomnieć, że nauka trwała sześć dni. Co więcej, wywiadówki odbywały się w niedzielne przedpołudnia (od 11.00 do 13.00). Konferencje – jak wynika z księgi protokołów – kończyły się nierzadko po godzinie 21. Nauczyciele zobowiązani byli do pracy społecznej na rzecz środowiska lokalnego. Wyróżniał się tutaj sam ksiądz dyrektor, który był członkiem wielu polskich towarzystw. Wolny czas przeznaczał na uczestnictwo w spotkaniach patriotycznych organizacji, przy czym wiele zebrań trwało do późnego wieczora. Mimo to następnego dnia rankiem – o godzinie 7.30 – ks. Siwek zjawiał się już w swoim szkolnym gabinecie. Do gimnazjum zwykł dojeżdżać rowerem.
Trzeba jednak przyznać, że pedagodzy szkół średnich cieszyli się autorytetem. Należeli do miejscowej elity, co zobowiązywało ich do aktywnego włączenia się w życie kulturalne i towarzyskie regionu. Wypadało im bywać na premierach teatralnych, balach, przyjęciach, odczytach czy pogadankach. Niektórzy z nich mogli jednak pozwolić sobie na zatrudnienie służącej, by niemal całkowicie poświęcić się pracy.
Sukcesem szopienickich pedagogów było to, że udało im się stworzyć nowoczesną szkołę: koedukacyjną (w dwudziestoleciu międzywojennym przeważały gimnazja męskie lub żeńskie), do której uczęszczali katolicy, protestanci i żydzi. I chociaż wysiłek nauczycieli, jak się wydaje, nie został doceniony, idee przez nich przekazywane, stały się bliskie wielu uczniom. Należał do nich m.in. Waldemar Frania – dziennikarz, współpracownik rozgłośni regionalnej Polskiego Radia. Audycje, w których brał udział (najczęściej pod pseudonimem Teofil Kaczmarek), tj. „Radiowa Czelodka”, „Śląskie łozprowki”, „Regionalny Koncert Życzeń”, „Kaczmarkowy Tyjater”, biły rekordy popularności. Ze szkołą związany był też ks. prałat Franciszek Grudniok, proboszcz w Świerklanach – autor wielu książek, dotyczących duchowości.Tutaj zdobywał średnie wykształcenie również ks. Józef Mentel – duszpasterz polonii amerykańskiej. Trzeba jednak przyznać, że przez wiele lat za jednego z najsłynniejszych absolwentów placówki uznawano Romana Stachonia, działacza sportowego, należącego do PZPR posła siedmiu kadencji Sejmu (1949-1984), honorowego członka Polskiego Związku Piłki Nożnej. To on zainicjował powstanie Parku Leśnego w Dolinie Trzech Stawów i do 2011 roku był jego patronem.
BOHATERSTWO
Pięć lat po rozwiązaniu szopienickiego gimnazjum, w 1939 roku, członkowie grona pedagogicznego stanęli przed najtrudniejszym w swoim życiu egzaminem – egzaminem z patriotyzmu. Cena, jaką im przyszło zapłacić, dla wielu okazała się ceną najwyższą…
Ks. dyrektor Siwek, mieszkający w rodzinnym Janowie, po wybuchu II wojny światowej uciekł do Będzina. Tam jednak został schwytany i przesłuchiwany. Gdy wypuszczono go na wolność, wrócił do Szopienic. Starał się tu zorganizować ruch oporu. O jego działaniach dowiedziało się gestapo. 7 października 1941 roku księdza aresztowano i poddano torturom w mysłowickim, a później katowickim więzieniu. 13 grudnia 1941 roku wywieziono go do obozu w Dachau, gdzie zginął 29 grudnia. Dwa tygodnie później w tym samym obozie zmarł bł. ks. Emil Szramek – współzałożyciel Towarzystwa Oświaty im. św. Jacka…
Podobny los spotkał bardzo lubianego gimnazjalnego katechetę – ks. Pawła Macierzyńskiego. On również kilka dni po wkroczeniu hitlerowców na Śląsk został aresztowany i przewieziony do obozu w Buchenwaldzie. Rodzina oraz parafianie z Bierunia Starego (gdzie pełnił posługę proboszcza) postarali się o jego uwolnienie. 22 listopada 1940 roku mógł już powrócić na Śląsk – z zastrzeżeniem jednak, że nie będzie posługiwał w Bieruniu. Przebywał zatem w innych parafiach, bacznie obserwowany przez gestapo. Pomimo to starał się pomagać zbiegłym z obozu więźniom. Był to jeden z powodów kolejnego aresztowania, które nastąpiło 17 stycznia 1944 roku. Ks. Paweł Macierzyński trafił do Auschwitz. Gdy zbliżał się front, przewieziono go do lagru w Oranienburgu-Sachsenhausen, a następnie do Bergen-Belsen. Tam zmarł na tyfus plamisty 25 marca 1945 roku.
Energiczny nauczyciel wychowania fizycznego, Feliks Gucwa, we wrześniu 1939 roku walczył w Armii Kraków. Miał spore doświadczenie – był absolwentem szkoły wojskowej w Enns (1914), brał udział w obronie Lwowa i Kresów Wschodnich (1918-1919), za co otrzymał m.in. Krzyż Walecznych. Doświadczenie to nie na wiele się zdało. W ostatnich listach do rodziny pisał już o fatalnym położeniu wojsk polskich. Ranny we wrześniu 1939 roku, zmarł 30 października tego roku w tarnobrzeskim szpitalu wojskowym. Jego szczątki spoczywają na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
Gdy wybuchła wojna, gimnazjalny polonista, Bolesław Wasylewski, przebywał w Warszawie. Do stolicy przeniósł się kilka lat wcześniej, gdyż – jako zwolennik sanacji – redagował piłsudczykowskie czasopisma. Od 1936 roku był też profesorem tamtejszego Gimnazjum i Liceum im. Joachima Lelewela. W czasie okupacji prowadził tajne nauczanie w swoim mieszkaniu przy ul. Złotej 35 i był redaktorem konspiracyjnych pism. Funkcję redaktora pełnił też podczas powstania warszawskiego – publikował m.in. w organie Delegatury Rządu na Kraj „Rzeczpospolita Polska”. Zginął 23 sierpnia 1944 roku, trafiony odłamkiem granatu w serce.
Autor „Młodzieżowców”, Kazimierz Gołba, został aresztowany już 9 września 1939 roku. Przesłuchiwano go w areszcie na Montelupich w Krakowie, poddając torturom, które spowodowały jego trwałe kalectwo. Zwolniony 14 października 1939 roku, zamieszkał w Sosnowcu, gdzie prowadził tajne nauczanie. Po wojnie wrócił do Katowic. Tu kontynuował swoją działalność pisarską. Zasłynął jako autor licznych artykułów, sztuk scenicznych, choć największą popularność przyniosła mu oczywiście „Wieża spadochronowa” (1947) – powieść na temat obrony Katowic we wrześniu 1939 roku. Zmarł zaledwie siedem lat po zakończeniu wojny, 27 kwietnia 1952 roku.
Bohaterstwo pedagogów szopienickiej szkoły zostało docenione – czterech z nich ma swoje ulice: ks. Karol Woźniak, ks. Wiktor Siwek, ks. Paweł Macierzyński oraz Kazimierz Gołba. I tylko szkoda, że gimnazjum, z którym byli związani, już nie ma.