Zapraszamy do zapoznania się ze wspomnieniami pani Zofii Wanic, córki doktora Stanisława Olchawy.
Moi rodzice od 1935 roku aż do śmierci zajmowali mieszkanie przy obecnej ulicy Lwowskiej 7, gdzie dziś znajduje się komenda policji. Właścicielem tej kamienicy był Niemiec, p. Wosch. Prowadził on masarnię i ubojnię funkcjonującą na podwórzu. W tym to budynku mieszkał też Żyd z rodziną (żona była Ślązaczką). Ów Żyd całą okupację hitlerowską przeżył nie niepokojony przez Niemców, bo nikt go nie wydał. Co więcej p. Wosch, który, jak twierdził mój ojciec, był bardzo porządnym człowiekiem, zatrudnił go w swoim biznesie jako księgowego. Całą wojnę pracował w małym kantorku na zapleczu masarni. Do Szopienic zbliżał się front, wojska niemieckie się wycofywały, a z nimi także cywile, którzy czuli się zagrożeni. Mój ojciec zapytał p. Woscha, dlaczego nie ucieka ze swoimi, czy się nie boi pozostawać w Szopienicach, gdzie wszyscy go znają i wiedzą, że jest Niemcem. Otrzymał spokojną odpowiedź, że skoro nie zrobił nic złego, nikogo nie skrzywdził, może spać spokojnie. Jak bardzo się mylił okazało się wkrótce. Niedługo potem UB aresztowało p. Woscha i zamknęło w obozie w Świętochłowicach, skąd już nie wrócił. Rodzina wyjechała do Niemiec. Mieszkańcy kamienicy (uratowany Żyd również) pisali petycje do władz o zwolnienie p. Woscha z obozu. Te interwencje niczego, niestety, nie zmieniły…
Druga opowieść to nieco sensacyjna historia o szopienickim Janosiku. Sąsiadki mieszkające w moim domu (ul. Lwowska 7 – obecny komisariat Policji) i w tzw. “hinterhauzie” miały zwyczaj siadywać na ławeczce i “klachać”. Dzieci bawiły się obok niby bardzo sobą zajęte, ale zwyczajem im właściwym doskonale wiedziały, o czym gadają kobiety. A gadały o niejakim Sidle, który znowu poprzedniej nocy gonił się z milicją, słychać było strzały, ale podobno nie dał się złapać. Po prostu jakby nagle zapadał się pod ziemię. W tych opowieściach wyczuwałam sympatię dla ukrywającego się rabusia. Nazwałam go sobie Janosikiem, bo podobno rabował sklepy już “za Niemca” i procederu tego po wojnie nie zaniechał, a zrabowane dobra częściowo rozdawał ludziom. Po jakimś czasie słuch o nim zaginął. Przynajmniej ja nie wiem, jakie były jego dalsze losy.
Podobno słynny polski oszczepnik Janusz Sidło – olimpijczyk i wielokrotny mistrz świata był jego synem. Sidło (oszczepnik) mieszkał na ul. Piastowskiej [obecna ul. 11 Listopada] prowadzącej do dworca kolejowego. Na tej samej ulicy mieszkał dr Cober dentysta, który był międzynarodowym sędzią piłkarskim. Dr Cober grywał regularnie w tenisa z moim ojcem. Zięciem dr. Cobra był Tadeusz Siwek, który grał w reprezentacji Polski w siatkówce.
Bardzo ciekawy pomysł i sam artykuł również bardzo chętnie poczytam co poniedziałek. Ja polecam lekturę Piąta strona świata z niej też wiele o Szopienicach można się dowiedzieć.
[…] to poznamy postać szopienickiego Janosika. Pierwszą część można przeczytać w tym miejscu [TUTAJ]. Na pocztówce ul. 11 Listopada oraz fragment ul. Lwowskiej z lat 40. XX […]